piątek, 25 stycznia 2013

LEGO

Dzisiejszy wpis będzie o klockach LEGO. Uwielbiam chwilę gdy mój starszak bawi się w klockowego instruktora i to nie tylko dlatego, że mam wówczas błogi spokój, bo nie mam (wiadomo młodszak), ale dlatego, że nie mogę nadziwić się pasji, zawziętości, pomysłów i kreatywności. Rozumiem fenomen klocków LEGO, naprawdę rozumiem. Jeśli do tego, ktoś ma tyle szczęścia co starszak, czyli odziedziczone setki (a może więcej, ja liczę w pudłach) klocków po starszym wujku, to pasja może rozwijać się w sposób nieograniczony. Jak to można siedzieć i siedzieć, i budować i budować, i tak w kółko i w kółko. Ano można, dzieci w temacie umiejętności zabawy jedną zabawką są świetne. Widzę przy tym jak rozwija się sposób tworzenia. Najpierw nieporadne, nieproporcjonalne i mocno chwiejne konstrukcje, a dziś brak mi słów, ale można powiedzieć, że budowle spod ręki szalonego konstruktora. Solidne, pewne ale okraszone dziecięcą wyobraźnią, która przecież nie zna granic. Mamy wiele zabawek, ale jestem pewna, że gdybyśmy mieli tylko te klocki to byłoby OK. Z perspektywy czasu widzę, że tylko one potrafią zająć moje dziecko na dłużej i tylko one tak naprawdę się nie nudzą. Dla przykładu dodam, jak to mój starszak chciał dostać śmieciarkę pod choinkę, upatrzona w jednej z, mamiących dziecięcy umysł, reklam na minimini. Mikołaj, z bólem portfela, zadanie wykonał. Dzisiaj miesiąc po świętach, a śmieciarka tylko raz była na gościnnych występach w przedszkolu,  w domu natomiast ani razu nie wyruszyła. Gdy tymczasem z klocków powstało już kilka śmieciarek...tak, tak fenomen klocków LEGO. Na szczęście jest młodszak i on czasem śmieciareczkę przytuli. Tak w sumie to uważam, że w domu klocków nigdy za wiele, przynajmniej w naszym. Walają się co prawda czasem po kątach, ale przy takiej ilości to ciężko je upilnować. Zwłaszcza te najmniejsze. lubią się ukryć, by potem  znienacka spotkać się z moja stopą ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz