czwartek, 3 października 2013




Czas mija śpiesznie. Wiosna, lato, jesień a niedługo zima. Wiele rzeczy już zrobiłam ale o wiele więcej pozostaje w sferze marzeń i planów. Tyle się wydarzyło, tyle wspólnych chwil, nie nadążam notować, nie nadążam nawet zapamiętywać. Piękny czas, jakby zbyt piękny. Ciesze się chwilą...

- migawki -





poniedziałek, 25 marca 2013

Dawno nic nie pisałam. Nie chciało mi się i w sumie dalej mi się nie chce. To tylko taki post kontrolny, bo niektórzy się dopytują czy żyję :) Czas nam leci śpiesznie, dużo czasu poświęcam dzieciom, chwilami chyba za dużo. Jest wesoło. Znów zaczęłam robić zdjęcia...dużo zdjęć (a do posta nie dodałam żadnego :)). Może pomyślę o blogu czysto "zdjęciowym", bo ciężko mi ostatnio ubrać myśli w słowa i raczej nie zapowiada się na poprawę. 

Mam dużo rozterek ostatnimi czasy. Jedną z nich jest wybór szkoły dla syna. Głowa mnie boli od tego myślenia. Czy ma być blisko i raczej nieciekawie, czy dalej i ciekawiej i z basenem. Wystarczy mi że do przedszkola muszę go codziennie wozić i mam już dość, ale czy poświęcać się na następne lata i  wozić do fajnej szkoły, czy wybrać tą którą widzę przez okno, a która jest daleka do mojego ideału. Że też muszę mieć takie zmartwienia. Ach...

Nie komentuję też ostatnio na Waszych blogach (poprawie się), ale zaglądam i to często, zwłaszcza do tych ulubionych. 
W każdym razie pozdrawiam.

wtorek, 5 lutego 2013

o bieganiu słów kilka

Zamarzyło mi się pobiegać. Nie pierwszy raz w życiu, ba mam juz za sobą incydenty biegackie, ale ostatni raz wyruszyłam "w las" jakieś 2,5 roku temu. Potem zaszłam w ciążę z młodszakiem i nie dało rady. Myślałam, że po urodzeniu i krótkiej rekonwalescencji znów wyruszę na trasę, ale życie zweryfikowało plany. Ogarnianie domu, dwójka dzieci, czwarte piętro, karmienie piersią, uciążliwa logistyka itp. sprawiły, że organizm  ledwo ciągnął do normy, o bieganiu nie było mowy. Jednak byliśmy ostatnio na bardzo mroźnym spacerze, tatuś skakał z chłopakami po drzewach, ja próbowałam się dołączyć do zabawy, ale jakoś tak mi nie wychodziło i przyznam, że się lekko nudziłam. Podglądałam innych i skupiłam się na "biegaczach". Jakże im pozazdrościłam i poczułam wielką chęć tak po prostu pobiec, niestety strój mi to uniemożliwił. Wydaję się jednak, iż mogę chyba powrócić do biegania. Mój organizm pewnie podoła, no a w końcu nie zacznę przecież od maratonu. Brakuje mi tej wolności, którą czuje biegając. Nie mogę uwierzyć, że kiedyś wolałam wypacać się na aerobiku, do tego w dusznej sali i jeszcze płacąc za to. Bieganie wydawało mi się nudne ale wystarczyło raz spróbować by poczuć to coś. 
pozdrawiam

czwartek, 31 stycznia 2013



Wydaje mi się, że to jeszcze za wcześnie, aby na moim stole kwitły kwiaty. Otaczam się jeszcze zimą, nie chcę nic przyspieszać, ale gdy zobaczyłam w sklepie te zielone listki, to aż szkoda je było tam zostawić. Podświadomie tęsknie już za zielenią, myślę o wysiewaniu nasionek, co i gdzie posadzę, ale lubię też zimę. Co prawda za oknem pada i śnieg zniknął, za to na pocieszenie pierwszy żółty kwiatuszek cieszy me oko niesamowicie. 

wtorek, 29 stycznia 2013

Co tu kupić?

Mam ochotę kupić sobie książkę kucharską. W domu stoi kilka na półce, ale to są takie przedpotopowe, a mnie się marzy "nowoczesna", ładna, inspirująca. Taka, którą będę chciała zjeść wzrokiem. Pewnie to już kiedyś pisałam, ale jestem minimalista i z zasady książek nie kupuję. Co najmniej raz w miesiącu odwiedzam bibliotekę, dodam dobrze wyposażoną, i to mi wystarcza. Ja zaspokajam swoje zachcianki (kryminalne :)), a dzieciaki swoje. Wilk syty i owca cała. Poczytamy, pooglądamy, z portfela nie ubędzie. Tym razem jednak mam ochotę na coś swojego, na własność. Taka noworoczna mała przyjemność. Myślałam  o Nigelli, ale pewnie wybór jest o wiele większy. Może Wy mi coś doradzicie?

piątek, 25 stycznia 2013

LEGO

Dzisiejszy wpis będzie o klockach LEGO. Uwielbiam chwilę gdy mój starszak bawi się w klockowego instruktora i to nie tylko dlatego, że mam wówczas błogi spokój, bo nie mam (wiadomo młodszak), ale dlatego, że nie mogę nadziwić się pasji, zawziętości, pomysłów i kreatywności. Rozumiem fenomen klocków LEGO, naprawdę rozumiem. Jeśli do tego, ktoś ma tyle szczęścia co starszak, czyli odziedziczone setki (a może więcej, ja liczę w pudłach) klocków po starszym wujku, to pasja może rozwijać się w sposób nieograniczony. Jak to można siedzieć i siedzieć, i budować i budować, i tak w kółko i w kółko. Ano można, dzieci w temacie umiejętności zabawy jedną zabawką są świetne. Widzę przy tym jak rozwija się sposób tworzenia. Najpierw nieporadne, nieproporcjonalne i mocno chwiejne konstrukcje, a dziś brak mi słów, ale można powiedzieć, że budowle spod ręki szalonego konstruktora. Solidne, pewne ale okraszone dziecięcą wyobraźnią, która przecież nie zna granic. Mamy wiele zabawek, ale jestem pewna, że gdybyśmy mieli tylko te klocki to byłoby OK. Z perspektywy czasu widzę, że tylko one potrafią zająć moje dziecko na dłużej i tylko one tak naprawdę się nie nudzą. Dla przykładu dodam, jak to mój starszak chciał dostać śmieciarkę pod choinkę, upatrzona w jednej z, mamiących dziecięcy umysł, reklam na minimini. Mikołaj, z bólem portfela, zadanie wykonał. Dzisiaj miesiąc po świętach, a śmieciarka tylko raz była na gościnnych występach w przedszkolu,  w domu natomiast ani razu nie wyruszyła. Gdy tymczasem z klocków powstało już kilka śmieciarek...tak, tak fenomen klocków LEGO. Na szczęście jest młodszak i on czasem śmieciareczkę przytuli. Tak w sumie to uważam, że w domu klocków nigdy za wiele, przynajmniej w naszym. Walają się co prawda czasem po kątach, ale przy takiej ilości to ciężko je upilnować. Zwłaszcza te najmniejsze. lubią się ukryć, by potem  znienacka spotkać się z moja stopą ;)