czwartek, 31 stycznia 2013



Wydaje mi się, że to jeszcze za wcześnie, aby na moim stole kwitły kwiaty. Otaczam się jeszcze zimą, nie chcę nic przyspieszać, ale gdy zobaczyłam w sklepie te zielone listki, to aż szkoda je było tam zostawić. Podświadomie tęsknie już za zielenią, myślę o wysiewaniu nasionek, co i gdzie posadzę, ale lubię też zimę. Co prawda za oknem pada i śnieg zniknął, za to na pocieszenie pierwszy żółty kwiatuszek cieszy me oko niesamowicie. 

wtorek, 29 stycznia 2013

Co tu kupić?

Mam ochotę kupić sobie książkę kucharską. W domu stoi kilka na półce, ale to są takie przedpotopowe, a mnie się marzy "nowoczesna", ładna, inspirująca. Taka, którą będę chciała zjeść wzrokiem. Pewnie to już kiedyś pisałam, ale jestem minimalista i z zasady książek nie kupuję. Co najmniej raz w miesiącu odwiedzam bibliotekę, dodam dobrze wyposażoną, i to mi wystarcza. Ja zaspokajam swoje zachcianki (kryminalne :)), a dzieciaki swoje. Wilk syty i owca cała. Poczytamy, pooglądamy, z portfela nie ubędzie. Tym razem jednak mam ochotę na coś swojego, na własność. Taka noworoczna mała przyjemność. Myślałam  o Nigelli, ale pewnie wybór jest o wiele większy. Może Wy mi coś doradzicie?

piątek, 25 stycznia 2013

LEGO

Dzisiejszy wpis będzie o klockach LEGO. Uwielbiam chwilę gdy mój starszak bawi się w klockowego instruktora i to nie tylko dlatego, że mam wówczas błogi spokój, bo nie mam (wiadomo młodszak), ale dlatego, że nie mogę nadziwić się pasji, zawziętości, pomysłów i kreatywności. Rozumiem fenomen klocków LEGO, naprawdę rozumiem. Jeśli do tego, ktoś ma tyle szczęścia co starszak, czyli odziedziczone setki (a może więcej, ja liczę w pudłach) klocków po starszym wujku, to pasja może rozwijać się w sposób nieograniczony. Jak to można siedzieć i siedzieć, i budować i budować, i tak w kółko i w kółko. Ano można, dzieci w temacie umiejętności zabawy jedną zabawką są świetne. Widzę przy tym jak rozwija się sposób tworzenia. Najpierw nieporadne, nieproporcjonalne i mocno chwiejne konstrukcje, a dziś brak mi słów, ale można powiedzieć, że budowle spod ręki szalonego konstruktora. Solidne, pewne ale okraszone dziecięcą wyobraźnią, która przecież nie zna granic. Mamy wiele zabawek, ale jestem pewna, że gdybyśmy mieli tylko te klocki to byłoby OK. Z perspektywy czasu widzę, że tylko one potrafią zająć moje dziecko na dłużej i tylko one tak naprawdę się nie nudzą. Dla przykładu dodam, jak to mój starszak chciał dostać śmieciarkę pod choinkę, upatrzona w jednej z, mamiących dziecięcy umysł, reklam na minimini. Mikołaj, z bólem portfela, zadanie wykonał. Dzisiaj miesiąc po świętach, a śmieciarka tylko raz była na gościnnych występach w przedszkolu,  w domu natomiast ani razu nie wyruszyła. Gdy tymczasem z klocków powstało już kilka śmieciarek...tak, tak fenomen klocków LEGO. Na szczęście jest młodszak i on czasem śmieciareczkę przytuli. Tak w sumie to uważam, że w domu klocków nigdy za wiele, przynajmniej w naszym. Walają się co prawda czasem po kątach, ale przy takiej ilości to ciężko je upilnować. Zwłaszcza te najmniejsze. lubią się ukryć, by potem  znienacka spotkać się z moja stopą ;)

poniedziałek, 21 stycznia 2013

wielodzietność

Kiedyś miałam marzenie aby urodzić bliźniaki. Tak sobie tłumaczyłam, że za jednym razem, dojdę do upragnionego modelu 2+2 (upragnionego na tamte czasy ;)). Jednak dzisiaj mając dwójkę urwisów, z 3 letnią różnicą wieku, wiem, że więcej niż jedno dziecko na raz, byłoby bardzo ciężkim wyzwaniem. Oczywiście do przejścia, ale z nervosolem, albo z ponadprzeciętna dozą cierpliwości. No chyba, że tylko moje się koziołkują, kłócą i szturchają przez pół dnia, doprowadzając matkę do furii (na pewno nie tylko moje). Są naturalnie chwile braterskich przytulasków,porysują coś czasami, a i pobudują razem...ale chwile, ulotne chwile. 
Tak mnie natchnęło, bo obejrzałam dzisiaj program o sześcioraczkach i doprawdy podziwiam, ale nie ogarniam. Jakie emocje muszą wtedy towarzyszyć matce, a w zasadzie rodzicom. Co prawda każdy adoptuje się do swojej rzeczywistości i nie znając innej tą "własna" uznaje za naturalną i normalną, a pewnie tylko "ci" z zewnątrz nie potrafią jej zrozumieć. Aczkolwiek oglądając program, w którym matka musiała skrupulatnie dzielić swój czas między szóstkę maluchów, to naprawdę szczęka opada :) Na pewno później  jest większy luz, bo dzieci w pewnym wieku już potrafią się bawić razem i stanowią takie mini przedszkole, ale spięcie finansowe pewnie narasta. Jednak, co by nie było, z taką gromadką dzieci to musi być bardzo wesoło, a i taka ilość rodzeństwa dobrze wróży na przyszłość. Sama zresztą jestem wdzięczna rodzicom, że mam rodzeństwo. Co prawda w czasach wczesnej młodości rodzeństwo było dla mnie złem koniecznym ;), ale dzisiaj to sobie nie wyobrażam aby ich nie było.
Jak dobrze, że w dzisiejszych czasach są jeszcze tacy, którzy budują duże rodziny i że nie sprowadzają wszystkiego do cyferek, ale widzą dalekosiężnie i mają odwagę tworzyć szczęśliwe "więcej niż 2+1". 

Mam duży szacunek do dużych rodzin, a ten wpis to takie moje prywatne "like it" dla wielodzietności :)

środa, 16 stycznia 2013

Tort czekoladowo pomarańczowy


Z okazji urodzin mego Lubego poczyniłam pyszny torcik, który w moim mniemaniu nie jest aż taki trudny. Jeśli zachęcą Was zdjęcia to podaję przepis.

Biszkopt

4 jajka
szklanka cukru pudru
0,4 szkl maki pszennej
0,3 szkl mąki ziemniaczanej
3 łyżeczki kakao

Masa pomarańczowa

2 duże pomarańcze
250 ml wody
0,5 szkl cukru
galaretka pomarańczowa
'
Krem czekoladowy

400ml śmietanki 30 %
2 tabliczki czekolady mlecznej

szklanka kawy rozpuszczalnej (do nasączenia)

Robimy biszkopt. Żółtka ucieramy z połową cukru pudru na mięciutką masę (mikserem). W drugiej misce ubijamy białka z resztą cukru, piana nie musi być maksymalnie sztywna (ubijam ok 6 minut). W trzeciej miseczce mieszamy przesiane mąki i kakao. Łączymy żółtka z ubitą pianą. Robimy to bardzo delikatnie, mieszając szpatułką, aby masy się wymieszały, a całość powinna zostać w  konsystencji ubitej piany. Następnie dosypujemy 1/3 składników sypkich i jak poprzednio bardzo delikatnie mieszamy, później znów dosypujemy 1/3, mieszamy i znów 1/3, mieszamy. Wydaje mi się, że dużo zależy właśnie od tego, aby mieszać delikatnie i z wyczuciem, a masa zostaje wówczas bardzo puszysta. Całość  wlewamy do tortownicy wyłożonej papierem. 175C i 30 minut z termoobiegiem.



Masa pomarańczowa. Skórkę pomarańczy ścieramy na malutkich oczkach, a pomarańcze kroimy na drobne kawałki, starając się aby było jak najmniej białych części. Skórkę i miąższ wrzucamy do garnuszka i zalewamy wodą. Gotujemy aż zmiękną. Rozdrabniamy blenderem. Gdy jeszcze będzie gorące dodajemy galaretką i mieszamy do rozpuszczenia żelatyny. Odstawiamy do lekkiego stężenia.




Krem czekoladowy. Czekoladę połamana na kostki rozpuszczamy w kąpieli wodnej (do garnuszka wlewamy wodę i zagotowujemy, a na garnuszek kładziemy miseczkę z czekoladą, miska nie powinna dotykać wody). Czekoladę mieszamy aby nie przywierała. Mocno schłodzoną śmietankę ubijamy do konsystencji kremu. Łączymy po łyżeczce, stopniowo, płynną czekoladę z ubita śmietanę. Robimy to powoli aby krem nie stracił swojej konsystencji.


Biszkopt przekrajamy na 3 krążki. Pierwszy nasączmy kawą i smarujemy kremem czekoladowym (zostawiamy trochę kremu aby posmarować nim całość tortu),  kładziemy na niego drugi i ten też nasączamy, a następnie smarujemy lekko tężejącą galaretką i przykrywamy trzecim krążkiem. Całość cienko smarujemy pozostałym kremem czekoladowym i ozdabiany wedle uznania.

Tort jest najlepszy następnego dnia.
Smacznego
J

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Królowa kolacji

Królowa naszych kolacji...kasza manna...oczywiście wiem, wiem, powinna być królową śniadań. Jednak, kto rano musi ogarnąć dwójkę dzieci i oddelegować starszaka do przedszkola (z wiszącym młodszym u nogi), rozumie czemu nie na śniadanie ;) No chyba, że w weekend. 

Starszak oczywiście na mleku, młodszak, z racji wieku, krowiego raczej nie dostaje, a swojego matka mleczna nie potrafi odciągnąć w takiej ilości, z reszta w ogóle nie potrafi, a gdyby potrafiła to by jej się nie chciało ;). Tak więc młodszak ma gotowana na wodzie, a później z dodatkiem jogurtu. No i wychodzi na to, że gotuję na dwa garnuszki, więc tym bardziej śniadania odpadają ;)

Zawsze musi być soczkiem, a jako że w sezonie letnio jesiennym narobiłam się soków porzeczkowych, aroniowych, wiśniowych....długa lista by tu była, tak więc mamy z czym serwować. 

Nie wiem jak Wy, ale ja manne uwielbiam...no i podobno zdrowa :)

niedziela, 13 stycznia 2013

baj baj...

gifs

Dzisiaj pożegnaliśmy choinkę i całą resztę. Po miesiącu wchłaniania świątecznego klimatu, czas na zmiany. Nie wiem jeszcze na jakie, ale na pewno fajne ;)

piątek, 11 stycznia 2013

Zima wróciła do miasta




   



Ku uciesze posypało dzisiaj śniegiem. Wczoraj taplaliśmy się w kałużach,a  dzisiaj przedzieramy się przez zamieć śnieżną. Dziwne to dziwne. Od domu do samochodu mamy kilka kroków, ale gdy dzieciaki wsiadły były dosłownie całe białe. Myślę, że gdybyśmy postali parę minut w miejscu, to zamienilibyśmy się w bałwanki. Poranna jazda ulicami miasta była bardzo ciężka, ale myślami jesteśmy już na weekendowych sankach. 
Natomiast ja i młodszak, w ramach zabawy, mamy zamiar ogarniać zabawki, a ponieważ ten temat jest u nas szeroki zajmie nam to pewnie parę dni, ale najpierw napiję się kawy, w kubku większym od każdego innego :)

środa, 9 stycznia 2013

pozytywnie myślę


















Wczoraj lało, dzisiaj pogoda tak byle jaka, że aż trudną ją nazwać. Co prawda jest ciepło, więc, uciekając od domowej rutyny, chodzimy na dłuższe spacery. 
W tym roku nie robiłam żadnych postanowień, a zatem nie będę miała z czego się rozliczać. Oczekuję co prawda pozytywów, jak każdy zresztą :). Mam jednak takie czucie w kościach że to będzie dobry rok. Nie pytajcie czemu, bo nie wiem, ale będzie dobrze. 

wtorek, 8 stycznia 2013

Tort ninjago


Ten tort robiłam już dawno temu i był to jeden z tych, w których wszystko jest kupne, a od smaku ważniejszy jest wygląd. Sam tort robiło się banalnie prosto, bo kształt okrągły, czyli kupne podkłady w sam raz. Przełożony był kremem i dżemem malinowym, podsączony herbatką z cytryną. Banał. Może nie było to mistrzostwo, ale wszystkim smakowało. Twarz ninjago, trochę nieporadna ;), ale solenizant rozpoznał, więc OK i kamień z serca. Góra przyozdobiona kremem czekoladowym, a tam gdzie oczy użyłam resztek jakiegoś innego kremu (chyba ajerkoniak), chociaż początkowo miało być miękkie masło. Oczy i brwi z boków od ptasiego mleczka. 
P.S. lubię takie kombinowanie dla dziecięcych uśmiechów.


poniedziałek, 7 stycznia 2013

Dwóch różnych

Są chwile, gdy widzę w moich chłopakach jakby swoje wzajemne kopie, a innym razem, dosłownie, aż kipią od różnic. Czasem nie mogę się nadziwić, że my rodzice wpajamy im takie same zasady i "sprzedajemy" taki sam punkt widzenia, a każdy z nich interpretuje to na swój własny sposób. Jeden większy, drugi troszkę mniejszy, a różni, jak dzień i noc. Gdy stawałam się mamą po raz drugi, byłam przygotowana na pewne problemy, miałam gotowe odpowiedzi, ale okazało się, iż tam gdzie miały być problemy tam ich nie było, a pojawiały się pytania bez odpowiedzi. Okazało się, nie być tak prosto, jak myślałam. Tak różni...czasem nie wiem jak ich pogodzić. Pewne nieporozumienia na pewno wynikają z 3 letniej różnicy wieku, ale już teraz wiem, że będzie ciężko i dwa, tak różne charaktery pod jednym dachem będą, a w zasadzie już mają, burzliwe perypetie. Jedno jest pewne oboje są bardzo energiczni i mało ugodowi, czasem potrafią tak bardzo się "nie lubić", ale innym razem gdy się przytulają i obcałowywują...to jest takie słodkie, a ja gdy tak na nich patrzę, to wiem, że to są najpiękniejsze chwile mojego życia. Kiedyś zastanawiałam się, czy pokocham drugiego, tak samo jak pierwszego. Teraz wiem, że te obawy są bezsensu, bo serce matki jest wypełnione miłością, jest bez dna i każde dziecko, nie ważne jak dużo by ich było, tak samo będzie otoczone miłością. Dziękuję Bogu, iż zdecydowałam się na macierzyństwo albo raczej za to, iż było mi ono pisane. Wiem, że te dwa cypiski, jeszcze nieźle mi dadzą w życiu popalić, w zasadzie to już dają :) Najweselej jest gdy wychodzimy rano odprowadzić starszaka do przedszkola. Nie ma wtedy litości dla matki...pierwszy się nie ubierze, drugi szturchnie pierwszego, ten zabierze czapkę tamtemu i kotłowanie, na podłodze w przedpokoju, gotowe. Potem płacz, znowu szturchanie, a matka wiadomo...czerwona ze złości, zgrzana...ach jak ja kocham te moje dzieciaki :)

niedziela, 6 stycznia 2013

Męskie rozumowanie na wesoło

Mężczyznom trzeba dawać konkretne zadania, aby je wykonali. Nie ma co owijać w bawełnę, czy też prosić o np. ogarnięcie kuchni. Mój ukochany nie wiedziałby za co się wziąć po takiej prośbie, ale jak poproszę o umycie naczyń, no to sprawa jasna. Oczywiście to żadne odkrycie i dotyczy, na pewno nie wszystkich, ale większości mężczyzn. Mimo takiej wiedzy mój 5 latek ostatnio mnie zadziwił, rozśmieszył, i nie wiem co jeszcze. No ale w sumie to przecież mały mężczyzna ;)

Syn zdejmuje w przedszkolu kapcie i widzę na jednej skarpetce dziurę tak wielką, że wychodzą przez nią 3 palce. Śmiechy chichy. W końcu mówię:

-Dobra synek idź do sali i przynieś ze swojej szafki skarpetkę bo tak wracać do domu nie możemy (w sali ma "zapasowe" skarpetki na właśnie takie okazje).

Wraca z jedną skarpetką w ręku.

-A gdzie druga? Czemu masz tylko jedną?

Syn patrzy na mnie bardzo zdziwiony i lekko poirytowany, po czym odpowiada z wyraźnym nerwem:

-Przecież mówiłaś, że mam przynieś skarpetkę, poza tym dziurawa jest tylko jedna.

Ach, no tak przecież tylko w mojej głowie skarpetki występują jako para i wydawało mi się logiczne, że przyniesie komplet. Muszę rozważniej dobierać słowa.

Miłej niedzieli Wam życzę.

sobota, 5 stycznia 2013

Zupa krem z buraków

Na wstępie dodam, że zupy kremy nie należą do moich popisowych dań, a co w sumie ważniejsze, nawet ich nie lubimy. Jednak ta kremowa z buraczków jakoś tak zagościła, iż każdy chętnie prosi o dokładkę. Wiem jednak, że zupy kremy albo się lubi albo nie. Podaję wam przepis na taką, która najlepiej mi wychodzi.

3 średnie buraki
4 ziemniaki
1 marchewka
łyżeczka kurkumy
łyżeczka curry
2 cebule
ząbek czosnku
1,5 l bulionu warzywnego
sól, pieprz
jogurt nat. lub śmietana
koperek
kawałki czerstwego chleba lub groszek ptysiowy
oliwa

Przygotowujemy w garnku bulion warzywny z drobno pokrojonymi ziemniakami i marchewką. Bulion warzywny dla jednych bedzie po prostu 3 kosteczkami bulionowymi rozpuszczonymi w wodzie, a dla innych to wywar z dużej ilości warzyw i innych dodatków. Jak kto lubi, jak komu się chce albo do czego ma dostęp ;) Ja preferuję tą drugą opcję. Na dużej patelni szklimy cebulę i starty czosnek, dodajemy drobno starte buraczki i podsmażamy. Można po jakimś czasie dodać odrobinę oliwy lub wody aby buraki nie przywierały. Po jakiejś chwili dolewamy wywar z lekko podgotowanymi ziemniakami i marchewką. Wszystko dusimy, co jakiś czas mieszając. Dodajemy curry i kurkumę i doprawiamy. Dusimy tak długo aż buraczki zmiękną. Na talerzu podajemy ze śmietaną koperkiem. Ja dodaję również podprażony na suchej patelni chlebek (pokrojony w drobną kosteczkę). Gdy będzie gotowa zmiksować. Zupa wychodzi pyszna i można eksperymentować z proporcjami, ja czasem dodaje więcej ziemniaków aby nie była zbyt buraczkowa.

 Jeśli ktoś się skusi to życzę smacznego

czwartek, 3 stycznia 2013

Tort samochód

Nie wiem, czy kiedyś już to pisałam, ale uwielbiam robić torty. Nie prezentowałam ich tutaj zbyt często jednak teraz mam zamiar ;) Moja pasja tortowa rozpoczęła się gdy chciałam kupić fajny tort na drugie urodziny starszego syna. Okazało się, iż fajne torty zawsze mają bardzo niefajną cenę, a ponieważ ja jestem pani oszczędnisia i pani złota rączka ;) to spróbowałam zrobić go sama. Z pomocą internetu wyszedł mi taki śmieszny samochodzik. Dzisiaj już nie wydaje mi się być taki superowy jak kiedyś, ale mam do niego sentyment bo to Ten Pierwszy. Torcik ze zdjęcia był zrobiony ze zwykłych kupnych podkładów tortowych (dzisiaj już oczywiście piekę ja sama) i przełożony kupnym kremem do tortów. Generalnie napracowałam się  nad tym aby miał odpowiedni wygląd, bo cała reszta była w zasadzie kupiona więc musiała się udać...no chyba że komuś nie uda się zrobić kremu z torebki ale to raczej niemożliwe. Samochodzik na zdjęciu jest posmarowany białym i ciemnym kremem do tortów, koła z delicji, a światła to chyba były z pisaka do ozdabiania albo z żelków (już nie pamiętam). Na zdjęciu widać że tort jest na papierku, w którym kupuje się właśnie te biszkopty tortowe. Tak byłam przejęta tym aby się nie rozwalił, że już go na nim zostawiła.

Mam w galerii jeszcze trochę takich tortów, a niedługo będę robić kolejny więc będę się chwalić ;)

środa, 2 stycznia 2013

Refleksyjnie o żywieniu

Dawno temu deszczowe chmurki na ścianie cieszyły kontrastowo oczy mojego synka. Dawno temu, bo jesienią ubiegłego roku. Teraz już ściana wygląda inaczej a i łóżeczka nie ma ale tak mnie dzisiaj natchnęło na te chmurki bo za oknem jesień na całego. Wtedy młodszak wpatrywał się w nie jak zaczarowany a dzisiaj tak samo zaciekawiony wpatruje się w nieustannie stukający po szybie deszcz...a ja razem z nim. Aura nastraja na nicnierobienie. Powoli wychodzimy z ogólnego rozłożenia a ja po cichu mam nadzieję, że to mój syrop z cebuli tak nas cudownie ozdrowił. Dzisiaj przypadkowo natknęłam się na różne strony o tym jak to niektóre pokarmy doprowadzają nas do chorób. Oczywiście to żadna dla mnie nowość i od zawsze wiedziałam że zdrowa dieta to podstawa ale nigdy nie wgłębiałam się w ten temat zanadto. Teraz dopiero doczytałam, że np. nadmiar nabiału sprzyja katarom i  zaśluzowaniu organizmu (w dużym uogólnieniu) a my kochamy nabiał w każdej postaci :( Oczywiście diety nie zmienimy i dalej będziemy jeść jak jedliśmy, niemniej jednak temat bardzo ciekawy. Chociaż przyznam, że wiele rzeczy o których przeczytałam jest całkowicie niezgodna z moimi przekonaniami. Wiem, że to pewnie dla niektórych temat rzeka ale ja chyba nigdy nie przekonam się do opinii o szkodliwości nabiału. Jednak poczytałam sobie i jestem bogatsza o pewną wiedzę. Tak sobie pomyślałam, że ja, która staram się unikać kosteczek smakowych, glutaminianów i innych tego typu bzdetów, co niektórych zresztą bardzo śmieszy ;), i tak jestem w cale niepostępowa i mimo iż myślałam, że staję na głowie aby było dla wszystkich smaczne i zdrowe, to jednak nie.  Z tego co poczytałam to inni jednak bardziej stają na głowie i  taką na koniec mam refleksję, że fajnie iż co niektórzy tak świadomie podchodzą do tematu żywienia siebie, a zwłaszcza dzieci, i że próbują w zgodzie ze swoją wiedzą ulepszać co nieco kuchnię. 

wtorek, 1 stycznia 2013

Akwarium z kartonu

Oto nasze nowe akwarium :) Malutkie ale mamy w planie zrobić jeszcze baardzo duże :) Pracy było może  przy nim nie wiele jednak dwójka dzieci skutecznie ten czas wydłużyła :) 

A tak nam ta robota szła:

Najpierw z kartonika wycieliśmy otwór.

Potem przykleiliśmy do środka roślinki, kamyczki i generalnie tutaj można zaszaleć ale my postawiliśmy na prostotę :)

Następnie okleiliśmy nasze akwarium

No i na koniec trzeba zrobić na górze dziurki przez które przewiesimy nasze rybki na niteczce. Estetyczniej by było najpierw przywiesić rybki i potem okleić akwarium ale nam zależało żeby można było poruszać rybkami w górę i dół...a poza tym nastawiliśmy się bardziej na zabawę niż estetykę ;)


Oczywiście najważniejsze to rybki. Tutaj też można zaszaleć. Innym razem może wrzucę kilka schematów  a tymczasem na koniec pokażę miejsce pracy, które jak bym się nie starała to zawsze nam wymknie się z pod kontroli ale to chyba nie tylko my tak mamy :)


Tak poza tym to witam wszystkich w Nowym Roku!