niedziela, 27 lutego 2011

mebelki, meble, mebluchy

Na wstępie fotka z dzisiejszego spaceru, długiego, mroźnego i bardzo męczącego fizycznie. Weekend okazał się łaskawy dla piechurów i wędrowniczków, czyli dla nas ;) Kondycje mam słaba ale póki jeszcze mogę dzielnie maszeruję za moją wesołą ferajną :) Aczkolwiek tak jak jestem wykończona na ciele, tak i na umyśle. 

Moje zadanie na weekend: znaleźć meble do pokoju. Meble dużo powiedziane, raptem potrzebujemy 2 szafki. Jaki metraż takie potrzeby ;) Wymagań mamy nie wiele i jesteśmy otwarci na różne style faktury i kolory. Jednak jedno jest tylko wymagalne, muszą mieć ok 240cm wysokości. Takie tam małe, wąskie i przy okazji wysokie mebluchy. Niestety zadanie na weekend przeciągnie się na tydzień i zdaje się że może być nie wykonane. Brak mi słów i nerwów na to co można znaleźć. No przecież nie będę szukać dwóch mebelków po całym świecie...

A taka moja mała dygresja na tematy wnętrzarskie. 

Życzę Wam udanego tygodnia. Cobyśmy wszyscy zdrowi i szczęśliwi byli ;)))))

piątek, 25 lutego 2011

życie rodzinne :)

Dawno nie pisałam ale tak jakoś sie stało, że mimo iż dużo się działo jakoś weny mi brakło na udzielanie się. Ograniczyłam aktywność do przeglądania ulubionych blogów ale komentowanie też mi nie wyszło. Wybaczcie ale jak widać każdy ma lepsze i gorsze momenty w cyberprzestrzeni ;)
U nas wszystko powoli ciągnie się do przodu, celebrujemy życie codzienne codziennie...i jest wesoło. Do wieczornych rytuałów doszła nam gra w Piotrusia. Ile to śmiechu przy tym mamy aż głowa boli :) Uwielbiam w mojej rodzince to że po pracy mamy czas na zabawę z pierworodnym i nie włączamy telewizora, nie czytamy gazet. Jak to mówi mój synek: mama, tata i ja. Chociaż przyznam, iz wczoraj gdy mały wyciągał do zabawy swoje dinozaury liczyłam po cichu na chwilę spokoju, ale usłyszałam tylko: mama będzie tym dinozaurem, tata tym a ja mam tego...no to bawimy się.  Ja chyba naprawdę juz jestem DINOZAUREM ;)

A to zdjęcie które zrobiłam ostatnio podczas pichcenia w kuchni. Mój brzuch +kapcie ;)

wtorek, 8 lutego 2011

magiczne pąmiatki

Postanowiłam podzielić się z Wami, tu w sieci, moimi magicznymi pamiątkami. Mam ich dużo a każda z nich przedstawia inną historię, budzi inne emocje i wyzwala inne skojarzenia. Dzisiaj pokażę Wam kilka ludzkich twarzy utrwalonych na starych fotografiach z przełomu XIX/XX wieku. Moja mama dostała te kartoniki ze zdjęciami od swojej ś.p. ciotki. Jest na nich rodzina i przyjaciele owej cioci, czyli i moja rodzina. Niestety moja mama nie dopytała się dokładnie kim są owe postacie, czego dzisiaj bardzo żałuję i ja zresztą też. Milo by było nazwać owe osoby imieniem ale niestety zatarły się w historii rodziny już na zawsze.
Za każdym razem gdy na nie patrze czuję jakbym tam była, w tamtych czasach, nosiła te piękne stroje...Za każdym też razem zastanawiam się co robiły te kobiety. Pewnie wychowywały dzieci i prowadziły dom a może były wyzwolone i samodzielne. Np. ta młoda dziewczyna z bukietem w ręku, w tej ślicznej sukience...jakie miała poglądy, co robiła...


Mogła bym tak na nie patrzeć godzinami i się zastanawiać czy jestem może do którejś z nich choć trochę podobna. Uważam się za osobę twardo stąpającą po ziemi ale tak naprawdę targają mną sprzeczności i teraz gdy mam więcej czasu dla siebie potrafię się zagapic na te kartoniki i dumać jak to kiedyś było. Mam teraz czas i mogę sobie pozwolić na myślenie o różnych sprawach, o których pracując na pełnym etacie pracownika a potem matki i żony, nie mogłam sobie pozwolić. Muszę korzystać z tych chwili bo niedługo się to skończy i znów wrócę to szarej i szybkiej codzienności: praca,dom, praca, dom...

poniedziałek, 7 lutego 2011

moja łąka

Moja łąka na oknie zmieniła kolor z zielonego na żółty. Pod wpływem domowego ciepła z wiotkich łodyżek, w ciągu dosłownie kilku godzin, wydostały się piękne żonkile. Duży Brat nie może się nadziwić jak szybko ta przyroda działa.

P.S. Patrząc na nie koje swoją duszę i marzę...i marzę

wtorek, 1 lutego 2011

rozgrzewane spacery

Obiecałam Dużemu Bratu (tak się teraz tytułuje moje dziecko, bo wiadomo mały brat w brzuszku) spacer w poszukiwaniu oznak wiosny. Pogodynka zapewniała 0 stopni i bezchmurne słoneczne niebo, ale ta prognoza mieściła się akurat w tych 5% niesprawdzalności. Było bardzo chmurnie i bardzo zimno, a spacer przerodził się w odszukiwanie resztek zimy. Było na prawde miło, zwłaszcza że mieliśmy ze sobą nasze nieodłączne wyposażenie, czyli termos i poczęstunek. Tak, tak jeśli zobaczycie taka trójkę -kobieta z brzuchem, mężczyzna i dziecko + termos to będziemy to prawdopodobnie my. No już tak mamy, że jak jest zimno to herbatka czy kawka spaceruje z nami ;) Takie to nasze rozgrzewane spacery.