czwartek, 19 stycznia 2012

Miasteczko Mamoko


Zaczytujemy się ostatnio w świetnej książce. W zasadzie to nie zaczytujemy a zagadujemy...bo to książka nie do czytania a do opowiadania. Ta pozycja na chłopięcej półce to to, czego dawno nam brakowało, to co chcieliśmy mieć ale nie umieliśmy nazwać. Przypadkowo ją znalazłam i uważam że jest świetna. I dla syna i dla mnie. Uwielbiamy opowiadać, wymyślać niewymyślone i tworzyć historie nieprawdopodobne, a Miasteczko Mamoko nam to umożliwia. Książka składa się z samych ilustracji, ale jakich...drobiazgowych, szczegółowych, kolorowych. Gdy pierwszy raz ją otworzyłam to pomyślałam, że jest pięknie zilustrowana ale my nie damy rady tu wymyślać żadnych historyjek. Jakże się myliłam...nasza wyobraźnia jest zaskakująca. Jak chcecie mieć książkę która się nie nudzi i którą można opowiadać za każdym razem inaczej i w zasadzie bez końca to polecam ją wszystkim. Dla nas jest świetna. 

Pokrótce napiszę tylko, iż w Miasteczku Mamoko mieszkają różne postacie i na każdej stronie można śledzić ich przygody. Wszystko się tam przeplata i łączy a każdy widzi to tak, jak chce. Książka składa się z samych ilustracji, więc nie trzeba znać literek :)

piątek, 6 stycznia 2012

Usłane gwiazdami....

...drzewa usłane gwiazdami, migoczące gałązki...patrzę i marze. Świąteczne miasto jest piękne. Skłania do refleksji. Chciałabym, jak za dawnych czasów, spacerować i podziwiać tak długo jak tylko miałabym ochotę, aż zmarzną mi ręce, aż zachce mi się gorącej herbaty. Wtedy mogłabym zatrzymać się w pobliskiej kawiarence na coś ciepłego z ciasteczkiem na talerzyku, popijałabym i podziwiała dalej, tyle że przez szybę. W końcu wróciłabym do domu, przeczytałabym pewnie coś ciekawego, a może coś obejrzała...aż w końcu...aż w końcu czas wrócić do rzeczywistości.

-Mamo chodź pościgamy się...nooo...no nie rób już tych zdjęć...mamooo  no chodź już.

    Ach kocham te życie bardziej niż kiedyś :)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

 Nasza kolacja jeszcze "staroroczna" była taka jak zawsze, czyli sałatka grecka. Co tu robić jesteśmy od niej prawie uzależnieni. Czterolatek natomiast, zażyczył sobie kasze manne...nietypowo jak na sylwestrowy wieczór ale cóż. Ten czas mieliśmy spędzić w trójkę (półroczniak, wiadomo, od dwudziestej był słodko wtulony w poduszeczkę). Zaplanowałam puzzle i inne zabawy aby czymś zająć dziecko, które do północy jeszcze nigdy w swoim życiu nie wytrwało. Po kolacji miały być różne dziecięce i niezdrowe :) przekąski. Jednak o 22 dziecię me stwierdziło że jest zmęczone i idzie spać...no i żeby mu nagrać fajerwerki :) Szkoda że nie dotrwał ale skoro nie pojmuje jeszcze tematu zmiany roku to miał racje że poszedł spać. I tak wieczór spędziliśmy we dwójkę...grając w warcaby...tak tak warcaby a nie jakieś tam szachy ;). Warcaby to moja ulubiona gra, można przyjąć że dość obciachowa jak na sylwestrową noc, ale tak było. Tak, właśnie tak było w sylwestrową noc.