sobota, 15 stycznia 2011

Prosze Szanownej Pani przecież ciąża to nie choroba

Tak się pięknie składa, że drugi trymestr już mi leci, powiem więcej to juz prawie połowa za mną. Ogólnie raz lepiej raz gorzej ale niestety książkowego zastrzyku energii w drugim trymestrze jeszcze nie dostałam. No i czekam sobie tak z dnia na dzień na ta werwę i pełnię sił...niestety nic. Wymioty wciąż mi wiernie towarzyszą i chyba pogodziłam się z myślą, że całą ciążę będą mi bliskim przyjacielem. Na nikim z rodziny nie robi już wrażenia to że nagle, ni stąd ni zowąd, znikam w toalecie, by wrócić po chwili z ulga na żołądku. Zresztą to dla mnie już normalka.

Z jednej strony mnie to cieszy bo naprawdę czuje, że jestem w ciąży i potem będę mogła potomnym opowiadać jak to ciężko było ;) Z drugiej strony jestem wciąż niezdolna do pracy zawodowej, co mnie trochę dołuje, bo wierzcie mi lub nie, ale naprawdę chciałabym wrócić do pracy jak tylko przejdą mi dolegliwości pierwszego trymestru. W pierwszej ciąży właśnie tak było, że pierwszy trymestr "ledwo przeżyłam" a potem dostałam książkowego zastrzyku energii i wróciłam do pracy. Było fajnie bo dobrze się czułam, brzuszek rósł i miałam prawdziwego powera. Chodziłam w pracy dumna jak paw, byłam piękna, energiczna  no i ten brzuszek. Stąd też miałam pewność, że teraz będzie podobnie. jak widać sprawdza się kolejna mądrość ciążowa: KAŻDA CIĄŻA INNA. Na szczęście wyniki mam dobre tylko strasznie męczy  mnie osłabienie. Potrafię trochę pochodzić i już nie mam siły. Na początku z tym walczyłam ale lekarz uświadomił mi, że hormony działają i widocznie taki mój urok. 

No dobra niech będzie i tak.
Dam radę.

Strasznie drażni mnie jednak ludzka niewyrozumiałość. Zwłaszcza kobieca. Bo facet to może mówić, że ciąża to nie choroba i nie ma co się użalać,  tylko brać do roboty. Oni mogą se dywagować ale i tak wiadomo, że g.... wiedzą i tak naprawdę wiedzieć nie będą. Co najwyżej jeśli mieli ciężarna w domu to być może doza wyrozumiałości się znajdzie. Nie rozumiem jednak kobiet, które były w ciąży i tego zrozumienia nie posiadają. Jedna z koleżanek powiedziała mi ostatnio, że mogłabym wrócić na chwilę do pracy bo co ja się tak będę w domu nudzić.

Dobra z chęcią wrócę tylko proszę zabrać ode mnie poniższe sytuację.

-Jadę autobusem rano do lekarza. Tłum niemiłosierny. W luźnej zimowej kurtce większego brzucha raczej nie widać, a nawet gdyby to i tak pewni nikt by mi nie ustapił. Stoję ściśnięta jak sardynka. Jadę, jadę, jadę. Nagle w ciągu chwili pojawiają mi się mroczki przed oczami. Mówię sobie: dasz radę, dziewczyno dasz radę. Ale nogi mi zaczynają mięknąć i gdy tylko otwierają się drzwi wysiadam. Na szczęście jest ławka na przestanku. Siadam i wdycham rześkie powietrze. Podjeżdża następny autobus i następny. Wszystkie zapchane. Czekam dalej. W końcu podjeżdża w miarę luźny. No to wsiadam i jadę dalej. Ale dobre dwadzieścia minut posiedziałam. Dodam, że byłam po pełnowartościowym śniadaniu.

-Początek jak wyżej ale w momencie gdy już ledwo stoję na nogach i otwierają się drzwi ktoś wysiada i zwalnia się miejsce. Szybko je zajmuję, powoli oddycham i robi mi się lepiej. Wtedy widzę milion babć naokoło. Wszystkie patrzą na mnie. Jest mi mega głupio ale jeśli wstanę to prawdopodobnie zemdleje. By uniknąć kłującego wzroku patrzę w okno. Po chwili słyszę bardzo obraźliwy komentarz w swoim kierunku. Chciałabym coś powiedzieć ale przecież nie będę się tłumaczyć. Siedzę dalej. Na szczęście przystanek dalej wysiadam. Niestety wykańcza mnie kac moralny, bo ja młoda powinnam mieć siłę.

-Spacerujemy w weekend z dzieckiem po parku. Wiadomo dużo ludzi, dużo drzew, zero toalet. Jest fajnie ale z minuty na minutę mam coraz większe mdłości. Mówię: nie dam rady muszę zwymiotować. Szybko szukamy ustronnego miejsca co by ludzi nie gorszyć. Zaszywam się za jakimś drzewem i pozwalam hormonom robić co swoje. Wychodzę z ulgą i myślą jak ten mały aniołek mnie od środka wykańcza. I wtedy jakieś starsze małżeństwo mówi do siebie, ale tak aby słyszało całe otocznie: ZABALOWAŁA A TERAZ SCENY PRZY DZIECKU ROBI. Zrobiło mi  się strasznie przykro. Dobrze, że maż i dziecko tego nie słyszeli.

Przykładów mogłoby być jeszcze kilka, ale ludzie dajcie spokój. 

Ciąża to nie choroba. To stan piękny ale jednak odmienny. U jednych pełen energii i siły a u innych to osłabienie, obrzęki i wymioty. Mam nadzieję, że starczy mi sił i optymizmu, bo na razie zapowiada się na to iż należę do szczęśliwców z drugiej grupy ;)

4 komentarze:

  1. mnie w pierwszej ciazy w autobusie ustapiono raz - w 9 mc , byla to kobieta w wieku mojej mamy, pomyslalam ze pewnie ma corke w moim wieku i wie jak to jest.... , ale choc teraz w ciazy nie jestem, to stalam sie maxymalnie asertywna, jesli czuje ze "musze" siedziec w autobusie, metrze etc to zaden komentarz czy spojrzenie na mnie nie dzialaja, tego nauczyla mnie komunikacja w Szwecji , gdzie kto pierwszy ten lepszy; dziwi mnie taka postawa, zwlaszcza ze kazdy w rodzinie ma jakas kobiete ktora byla lub jest w ciazy i borykala sie z tym wszystim ... trzymaj sie dzielnie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest latwo, wiem ale ludzie dziela sie na dobrych i zlych, niestety... Cierpliwosci zycze wiele i mysl o sobie, to teraz dla Ciebie jest najwazniejsze a nie to co mysla inni... !!!

    Serdecznosci. M

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pierwszą ciążę miałam odwrotnie , pierwsze miesiące bez żadnych niespodzianek czy sensacji żołądkowych, ale później..wystarczył jakiś zapach ;perfumy czyjeś w autobusie, że musiałam natychmiast wysiąść, żeby zawartość mojego żołądka nie wylądowała na ludziach stojących obok :-(. Zdarzało się, że wolałam iść powoli nawet 30 minut niż 10 przejechać publicznym środkiem lokomocji.Druga ciążą była całkiem inna, ciągle mnie coś bolało, przeważnie plecy i głowa...Co do ludzi,to jak wszędzie są tacy co rozumieją i tacy co nie.A kobiety są czasem gorsze niż mężczyźni w tym temacie.
    Trzymam kciuki, żeby się samopoczucie polepszyło i stan odmienny był naprawdę stanem błogosławionym :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Życzę wszystkiego najlepszego. http://www.jestemrodzicem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń