piątek, 14 stycznia 2011

szalone i mniejszalone dzieci

Ostatnio miałam okazje parę razy podejrzeć zachowanie mojego i innych dzieci w przedszkolu. Jestem zaskoczona tak wyraźnymi różnicami w charakterach i tak intensywnie rzucającymi się w oczy zgoła odmiennymi reakcjami na rożne zdarzenia. Oczywiście to żadne odkrycie bo każde dziecko inne jest ale patrząc na te 2-3 latki miałam czasem wrażenie że widzę dorosłych ludzi tylko w miniaturkach ;)

Na zajęciach z rysowania mój pierworodny dwadzieścia razy okrążył salę, czymś tam po drodze się pobawił, podszedł do stolika, skosztował kredki, dwa razy maznał po kartce i uciekł dalej. Pani Wychowawczyni skwitowała: jak nie chce to nie musi rysować, niech biega. UFFF bo były by chyba sceny gdybym mu kazała siedzieć i tworzyć dziecięce krajobrazy. Obok mnie siedział Czaruś z tatusiem. Chłopczyk spokojny, skupiony na rysowaniu, baaa nawet miał zdanie co do doboru barw. I tak patrząc na niego przypomniało mi się, że gdy przychodzę odebrać małego to widzę zwykle jak Czarus układa puzzle, rysuje albo kończy podwieczorek gdy inne dzieci już dawno o nim zapomniały. Taka myśl mi się nasunęła, że geny i wychowanie zrobiły tu swoje. Rodzice tego chłopca to ludzi z poważanym, wymagającym dużej wiedzy zawodem i raczej nigdy nie widziałam aby kiedykolwiek poniosły ich jakiekolwiek emocje. I wiadomo po kim Czaruś ma ten stoicki spokój. I tak sobie jeszcze pomyślałam, że dobrze iż świat tak nas skonstruował, że rację bytu maja i tacy i tacy i jeszcze inni ;))) Ktoś w końcu musi nas leczyć, bronic w sądzie a kto inny kopać piłkę.

Druga taka rzecz, która mi sie przypomina jak myślę o różnicach w charakterach to to, jak ważnę jest aby dziecko trafiło na mądrą opiekunkę czy wychowawczynię. Pamiętam, że gdy ja byłam w przedszkolu to Panie nie były tak wyrozumiałe jak teraz. Miałam w grupie chłopca, który ciągle stał za kare w koncie. A karany był za bieganie i zbyt głośne zabawy. Oczywiście pamięć może mnie zawodzić ale wydaje mi się, że on nie był niegrzeczny, nie bil dzieci i nie był głośny specjalnie. Po prostu miał dużo energii i niestety zamiast wytłumaczyć mu, że można czasem tez na spokoju się pobawić od razu siup do konta. Zresztą mam wrażenie, że wtedy to w ogóle zgodnie z przysłowiem dzieci głosu nie miały. Sama pamiętam jak w zerówce koleżanka zbiła jakąś tam porcelanowa figurkę i powiedział, że to ja, a Pani wiadomo nawet nie dała mi dojść do głosu i do konta. To wspomnienie to chyba moje pierwsze wspomnienie z niesprawiedliwości ludzkiej ;)))


Ach, dobrze że mój synek trafił na dobre Panie, które podchodzą do dzieci indywidualnie i rozumieją, że do spokojniaka i nadaktywniaka czasem warto zagadać w całkiem rożny sposób.

1 komentarz:

  1. oj swieta racja, dzieci generalnie maja swoja pania za autorytet wiec naprawde wazne jest zeby byla to odpowiednia osoba, i wiesz co mam podobne wspomnienia, tez zawsze mnie dziwio karanie za bieganie czy po prostu dobra zabawe, ale w przedszkolu mojej cory juz bylo zupelnie inaczej

    OdpowiedzUsuń