Jakiś czas temu postanowiłam odwiedzić miejsce bardzo przeze mnie lubiane ale niestety wyjątkowo zaniedbane: BIBLIOTEKĘ. Czemu ja właściwie tam nie chodzę? Bo mam za blisko, bo już nie chodzę do szkoły, bo mi się nie chce...? Trudno stwierdzić ale myślę, że ja chyba zapomniałam o takim obiekcie. Zwykle odwiedzam empik i z językiem na wierzchu podziwiam fajne książki dla siebie, na które niestety mnie nie stać. A już nie powiem o książkach dla dzieci, bo te nie dość że fajne to jeszcze te ilustracje, ta mnogość tytułów. Oczywiście dobre wydanie = niedobra cena :( Nie powiem, czasem coś kupię. Tylko że ja bym chciała je chłonąć w dużych ilościach. Podobnie chciałabym dziecku czytać rożne książki ale przecież nie wykupie wszystkich.
Tak więc ostatnio, całkiem przypadkiem, trafiłam do biblioteki. Pięknej, odnowionej, piętrowej. Sunęłam wśród półek z książkami i podziwiałam stare egzemplarze, łapałam zapach starodruków a wzrokiem chłonęłam otoczenie. Tysiące książek, studenci i kilka zagubionych, jak ja owieczek. Ostatnio to chyba na studiach tu gościłam, sto lat temu.
Gdy już zwiedziłam wszystkie działy nagle przeraziłam mnie myśl: co tu wypożyczyć, co tu wybrać. Może literatura angielska, a może jakiś poradnik? Matko, taki wybór książek a ja przyszłam nieprzygotowana. Przed wejściem tu miałam milion tytułów, które chciałabym przeczytać, ale teraz jakby wszystko wyparowało. Gonitwa myśli: myśl-tytuł, myśl-autor, myśl myśl myśl...NIC. Ostatni raz przyszłam nieprzygotowana.
Już miałam wychodzić, gdy zauważyłam mały drogowskaz z napisem "kącik najmłodszych". Skusiłam się i zajrzałam. Moim oczom ukazało się kilka regałów wypchanych po brzegi kolorowymi książeczkami i mały plac zabaw dla dzieci. Zrobiłam szybki "tył zwrot" i z zapytaniem do Pani czy te książki to tylko na miejscu czy może do domu można wypożyczać? Odpowiedź: można na miesiąc.
I wtedy dotarło do mnie jak mało zaradna matka ze mnie. Marzę o kupowaniu dla dziecka a mogę mieć za darmo taki wybór (na miesiąc;)). Znalazłam pięknie wydane książki o Bożym Narodzeniu, taki jak miałam zamiar kupić małemu przed Wigilia, ale niestety cena zabarykadowała chęci. No ale już po Świętach.
Wzięłam kilka książek o smerfach. Mamy w domu kilka figurek i czasem się nimi bawimy, ale synek nigdy nie widział żadnej bajki o smerfach. Poznał więc wioskę z kart książki. Teraz już mi mówi co ja mam mu tam wypożyczyć. Nawet zaplanował, że pójdzie tam ze mną i sam sobie coś wybierze. Jest fajnie, bo nigdy bym nie pomyślała, ze mój nadruchliwy prawie trzylatek będzie chciał ze mną iść do biblioteki.
Oczywiście to o czym tu pisze to pewnie dla większości żadne odkrycie ale ja przyznam dopiero teraz wpadłam, że mogę dziecku wypożyczać fajne kolorowe książeczki.
No to będziemy teraz smerfować do biblioteki ;)
P.S.
Przy wypożyczaniu okazało się że mam do zapłacenia karę: 1 zł. Za przetrzymanie o parę dni za długo książki Agaty Christie w 2006 roku ;) oczywiście dług uregulowałam.
Wygląda na to, że ostatni raz byłam tam właśnie w 2006 roku
a wiesz, że ja też ostatnio myślałam, żeby Zuzę zabrać i pokazać bibliotekę? masz rację zapominamy, że można chłonąć książki i to za darmo.
OdpowiedzUsuńDzięki za przypomnienie :)
Pozdrawiam