Tak się pięknie składa, że drugi trymestr już mi leci, powiem więcej to juz prawie połowa za mną. Ogólnie raz lepiej raz gorzej ale niestety książkowego zastrzyku energii w drugim trymestrze jeszcze nie dostałam. No i czekam sobie tak z dnia na dzień na ta werwę i pełnię sił...niestety nic. Wymioty wciąż mi wiernie towarzyszą i chyba pogodziłam się z myślą, że całą ciążę będą mi bliskim przyjacielem. Na nikim z rodziny nie robi już wrażenia to że nagle, ni stąd ni zowąd, znikam w toalecie, by wrócić po chwili z ulga na żołądku. Zresztą to dla mnie już normalka.
Z jednej strony mnie to cieszy bo naprawdę czuje, że jestem w ciąży i potem będę mogła potomnym opowiadać jak to ciężko było ;) Z drugiej strony jestem wciąż niezdolna do pracy zawodowej, co mnie trochę dołuje, bo wierzcie mi lub nie, ale naprawdę chciałabym wrócić do pracy jak tylko przejdą mi dolegliwości pierwszego trymestru. W pierwszej ciąży właśnie tak było, że pierwszy trymestr "ledwo przeżyłam" a potem dostałam książkowego zastrzyku energii i wróciłam do pracy. Było fajnie bo dobrze się czułam, brzuszek rósł i miałam prawdziwego powera. Chodziłam w pracy dumna jak paw, byłam piękna, energiczna no i ten brzuszek. Stąd też miałam pewność, że teraz będzie podobnie. jak widać sprawdza się kolejna mądrość ciążowa: KAŻDA CIĄŻA INNA. Na szczęście wyniki mam dobre tylko strasznie męczy mnie osłabienie. Potrafię trochę pochodzić i już nie mam siły. Na początku z tym walczyłam ale lekarz uświadomił mi, że hormony działają i widocznie taki mój urok.
No dobra niech będzie i tak.
Dam radę.
Strasznie drażni mnie jednak ludzka niewyrozumiałość. Zwłaszcza kobieca. Bo facet to może mówić, że ciąża to nie choroba i nie ma co się użalać, tylko brać do roboty. Oni mogą se dywagować ale i tak wiadomo, że g.... wiedzą i tak naprawdę wiedzieć nie będą. Co najwyżej jeśli mieli ciężarna w domu to być może doza wyrozumiałości się znajdzie. Nie rozumiem jednak kobiet, które były w ciąży i tego zrozumienia nie posiadają. Jedna z koleżanek powiedziała mi ostatnio, że mogłabym wrócić na chwilę do pracy bo co ja się tak będę w domu nudzić.
Dobra z chęcią wrócę tylko proszę zabrać ode mnie poniższe sytuację.
-Jadę autobusem rano do lekarza. Tłum niemiłosierny. W luźnej zimowej kurtce większego brzucha raczej nie widać, a nawet gdyby to i tak pewni nikt by mi nie ustapił. Stoję ściśnięta jak sardynka. Jadę, jadę, jadę. Nagle w ciągu chwili pojawiają mi się mroczki przed oczami. Mówię sobie: dasz radę, dziewczyno dasz radę. Ale nogi mi zaczynają mięknąć i gdy tylko otwierają się drzwi wysiadam. Na szczęście jest ławka na przestanku. Siadam i wdycham rześkie powietrze. Podjeżdża następny autobus i następny. Wszystkie zapchane. Czekam dalej. W końcu podjeżdża w miarę luźny. No to wsiadam i jadę dalej. Ale dobre dwadzieścia minut posiedziałam. Dodam, że byłam po pełnowartościowym śniadaniu.
-Początek jak wyżej ale w momencie gdy już ledwo stoję na nogach i otwierają się drzwi ktoś wysiada i zwalnia się miejsce. Szybko je zajmuję, powoli oddycham i robi mi się lepiej. Wtedy widzę milion babć naokoło. Wszystkie patrzą na mnie. Jest mi mega głupio ale jeśli wstanę to prawdopodobnie zemdleje. By uniknąć kłującego wzroku patrzę w okno. Po chwili słyszę bardzo obraźliwy komentarz w swoim kierunku. Chciałabym coś powiedzieć ale przecież nie będę się tłumaczyć. Siedzę dalej. Na szczęście przystanek dalej wysiadam. Niestety wykańcza mnie kac moralny, bo ja młoda powinnam mieć siłę.
-Spacerujemy w weekend z dzieckiem po parku. Wiadomo dużo ludzi, dużo drzew, zero toalet. Jest fajnie ale z minuty na minutę mam coraz większe mdłości. Mówię: nie dam rady muszę zwymiotować. Szybko szukamy ustronnego miejsca co by ludzi nie gorszyć. Zaszywam się za jakimś drzewem i pozwalam hormonom robić co swoje. Wychodzę z ulgą i myślą jak ten mały aniołek mnie od środka wykańcza. I wtedy jakieś starsze małżeństwo mówi do siebie, ale tak aby słyszało całe otocznie: ZABALOWAŁA A TERAZ SCENY PRZY DZIECKU ROBI. Zrobiło mi się strasznie przykro. Dobrze, że maż i dziecko tego nie słyszeli.
Przykładów mogłoby być jeszcze kilka, ale ludzie dajcie spokój.
Ciąża to nie choroba. To stan piękny ale jednak odmienny. U jednych pełen energii i siły a u innych to osłabienie, obrzęki i wymioty. Mam nadzieję, że starczy mi sił i optymizmu, bo na razie zapowiada się na to iż należę do szczęśliwców z drugiej grupy ;)
mnie w pierwszej ciazy w autobusie ustapiono raz - w 9 mc , byla to kobieta w wieku mojej mamy, pomyslalam ze pewnie ma corke w moim wieku i wie jak to jest.... , ale choc teraz w ciazy nie jestem, to stalam sie maxymalnie asertywna, jesli czuje ze "musze" siedziec w autobusie, metrze etc to zaden komentarz czy spojrzenie na mnie nie dzialaja, tego nauczyla mnie komunikacja w Szwecji , gdzie kto pierwszy ten lepszy; dziwi mnie taka postawa, zwlaszcza ze kazdy w rodzinie ma jakas kobiete ktora byla lub jest w ciazy i borykala sie z tym wszystim ... trzymaj sie dzielnie:)
OdpowiedzUsuńNie jest latwo, wiem ale ludzie dziela sie na dobrych i zlych, niestety... Cierpliwosci zycze wiele i mysl o sobie, to teraz dla Ciebie jest najwazniejsze a nie to co mysla inni... !!!
OdpowiedzUsuńSerdecznosci. M
Ja pierwszą ciążę miałam odwrotnie , pierwsze miesiące bez żadnych niespodzianek czy sensacji żołądkowych, ale później..wystarczył jakiś zapach ;perfumy czyjeś w autobusie, że musiałam natychmiast wysiąść, żeby zawartość mojego żołądka nie wylądowała na ludziach stojących obok :-(. Zdarzało się, że wolałam iść powoli nawet 30 minut niż 10 przejechać publicznym środkiem lokomocji.Druga ciążą była całkiem inna, ciągle mnie coś bolało, przeważnie plecy i głowa...Co do ludzi,to jak wszędzie są tacy co rozumieją i tacy co nie.A kobiety są czasem gorsze niż mężczyźni w tym temacie.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki, żeby się samopoczucie polepszyło i stan odmienny był naprawdę stanem błogosławionym :-)
Życzę wszystkiego najlepszego. http://www.jestemrodzicem.blogspot.com
OdpowiedzUsuń