piątek, 15 kwietnia 2011

Właśnie zakończyłam prasowanie dziecięcych ubranek. Normalnie prasowania nienawidzę i robię to bardzo rzadko ale w tym wypadku była to czysta przyjemność i pełna satysfakcja :) Czuję wielka radość a zarazem lekkie poddenerwowanie tym iż niedługo będzie nas więcej. Nie mogę tego nazwać strachem bo wewnętrznie czuję, że dam radę ale jest to coś w rodzaju dziecięcego szczęścia na wieść o wizycie Mikołaja...zaraz tu będzie :) 

Zostało mi około 7 tygodni i modlę się by dotrwać jak najdłużej. Mam uzasadnione obawy gdyż pierwszy synek wyskoczył troszkę przedwcześnie. Mimo iż wszystko było ok to koszmary mnie nie opuszczają. Czuje się bardzo ciężko i daleko mi do wiosennej lekkości a do tego codziennie śnią mi sie porody, odchodzące wody i inne rzeczy na które jeszcze troszkę za wcześnie. Jakby tego było mało to hormony juz mi chyba działają na innych obrotach bo jestem bardziej płaczliwa, wrażliwa i takie tam ...

Życzę wszystkim słonecznego weekendu. U nas zapowiada się pięknie i mamy zamiar korzystać do bólu, bo właśnie jesteśmy uwolnieni po ospie i możemy się dotleniać, skakać i szaleć na dworze.

niedziela, 10 kwietnia 2011

Miłe chwile w towarzystwie kropeczek

Jednego dnia piękne słońce, rower, spacerowanie i dobry humor a następnego zdziwienie i choroba. 

Już prawie pożegnałam moich mężczyzn do pracy i przedszkola, już myślami byłam  z powrotem w cieplutkim łóżeczku, już planowałam jak to sobie odpocznę bo właśnie tego mi brakowało. I właśnie wtedy przy ubieraniu przedszkolaka dostrzegłam dwie kropki na jego rączce. Pomyślałam co to...ze strachem zdjęłam mu piżamę i na plackach objawił mi się pełen zestaw kropek i kropeczek i wtedy już wiedziałam że nie odpocznę, że nici z wylegiwania się. Ospa a i owszem była w przedszkolu ale tak dawno, że już o niej zapomniałam. Trochę się zdziwiłam ale i przedszkolak był zdziwiony. Nic go nie boli a tu w domu siedzieć każą...
Na szczęście obyło się bez gorączki i mimo iż kropeczek bardzo dużo to jest całkiem spokojnie. Przymusowy pobyt w domu znowu nas do siebie bardzo zbliżyło. Już dawno nie byliśmy tyle dni w domu sam na sam. Nie ma pośpiechu bo i tak musimy siedzieć, nikt nas nie goni, nigdzie się nie wybieramy i jest baardzo fajnie. Prawdziwy slow life. Lepimy, rysujemy, bawimy się w strażaków i różne inne głupotki robimy, a  i nasz zielony ogródek powiększyliśmy o rzeżuchę. Jeszcze parę dni i skończy się te nasze całodzienne wspólne bytowanie, więc cieszę się każdą chwila póki mogę. Choroba która, oprócz kropeczek, jest praktycznie nie odczuwalna daje nam bardzo mile spędzony czas. 

Aż dziwne jak dobrze ta ospa na nas wpłynęła :)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Bukiecik

Taki oto bukiecik zrobiłam dla małej księżniczki, która niedawno miała chrzciny. Tak jak kiedyś robiłam dla siostrzeńca bukiet z lizaków, tak teraz powstała wiązanka z: łyżeczek, dydusia, skarpetek i body a reszta to materiały recyklingowe :) Bukiecik mógł być większy i okazalszy ale wpadłam na pomysł parę godzin przed chrzcinami. Kupiłam więc w pośpiechu kilka rzeczy a i w końcu pozbyłam się sztucznych kwiatków z małego koszyczka wielkanocnego, który straszył u mnie w domu ;)